MENU

LIST DO JULII / 22.II 2015

 Miła Julio!
 
Luty już w drugiej swojej połowie a zimy tutaj jak na lekarstwo! Wprawdzie dni są chłodne, wietrzne ale daleko  im do spełnienia się przysłowia „idzie luty podkuj buty”. Więc zamiast na biegówkach to ja sobie rowerkiem ujeżdżam leśne dukty. A tam, w lasach, wycinka drzew. Drewno, owszem, potrzebne ale i lasów żal. Wierzę, jednak, Panu Leśniczemu, który objaśniał mi sprawy gospodarki leśnej przy małym ognisku co to je drwale rozpalili. Grzaliśmy ręce, gawędziliśmy – to takie miłe, kiedy obcy sobie ludzie spotykają się gdzieś na „cudnych manowcach” i mają sobie wiele do powiedzenia. Mają podobne zdanie, uczą się od siebie.
 
Wiesz, skończyłem już pisać teksty do nowego tomiku. Ale ciągle je poprawiam, coś ujmuję coś dodaję. A ta niewielka publikacja – wszak to tylko czternaście tekstów nazywać się będzie „Ad libitum” – to muzyczne określenie  sposobu wykonania utworu, doboru instrumentów – według upodobania, dowolnie. Tak więc wersami, według swojego upodobania interpretuję wybrane przez siebie utwory muzyczne. Utwory albo i to co mi na myśli w związku z utworem, kompozytorem:
 
Przychodzę do ciebie z Muzyką Franciszka Schuberta
bo jakże mi współczująco dzisiaj
 
krótkowzroczny, o niezgrabnym wyglądzie
dla swojego wzrostu nazywany Grzybkiem
nieśmiały, małomówny; ożywiony, nieoceniony
tylko wtedy gdy siadał do fortepianu i grał do tańca
śpiewu
 
- zwłaszcza tej którą kochał – sopranistce Teresie Grob
 
To dla niej partie Mszy F –dur
dla niej pieśni
arcydzieła zrodzone z miłości
 
A mógł być obok niej tylko w czas kiedy próby
kiedy koncert
 
Wykradanie chwil szczęścia
wzajemności uśmiechów dotyków dłoni
 
W 1820 koniec marzeń Franciszka -
Teresę wydano za Johanna Bergmana – piekarza
 
Kroniki milczą o jej występach po ślubie
 
(może śpiewała czwórce swoich dzieci?)
 
Przyszły tydzień jakże ważnym, obfitującym w różne wydarzenia dla mnie. Zwłaszcza czwartek – w jego popołudnie wyjazd do Zielonej Góry. Ale o szczegółach napiszę Ci w następnym liście, jak już „to wszystko” się skończy, sfinalizuje. W piątkowy wieczór niezwykły koncert w Filharmonii Gorzowskiej. Taki, na który się czeka. Bo oto w części pierwszej wirtuoz skrzypiec Pan Roman Simowić zagra z naszą orkiestrą Koncert skrzypcowy D – dur Op. 35 Piotra Czajkowskiego. Uchodzi ten koncert za najbardziej znany i zaliczany do utworów skrzypcowych najtrudniejszych pod względem technicznym spośród wszystkich jakie na ten instrument napisano. A komponował go Czajkowski podczas pobytu w kurorcie (1879) w Szwajcarii – odzyskiwał tam zdrowie psychiczne po katastrofalnym dla niego związku małżeńskim. Dla jakości utworu nie bez znaczenia był fakt, że Czajkowskiemu towarzyszył znakomity skrzypek Yosif Kotek. To właśnie on doradzał, pomagał rozwiązywać problemy techniczne podczas pracy nad koncertem. Dość powiedzieć, że kompozycja została napisana w ciągu miesiąca a prawykonanie miało miejsce 4 grudnia 1881 roku w Wiedniu.
 
W drugiej części wieczoru VII Symfonia d – moll Antonina Dvořáka.  Antonin zafascynował się „trzecią” Johannesa Brahmsa i ten podziw skłonił go do pracy nad nową symfonia. Traf chciał, że akurat w tym samym czasie Filharmonia Londyńska zaprosiła go do napisani symfonii, wybrała na swojego członka honorowego. Jak sam mówił, pisał Dvořák dzieło to ma odzwierciedlać jego proste, spokojne życie ale także intensywny czeski patriotyzm. Zaczął pisać „siódmą” 13 grudnia 1884 roku a już 22 kwietnia 1885 mógł nią dyrygować w londyńskiej St. Jams Hall. My, gorzowianie, posłuchamy jej w wykonaniu naszej filharmonicznej, gorzowskiej orkiestry pod dyrekcją Pani Moniki Wolińskiej.
 
Cóż Ci jeszcze, Miła, napisać? No właśnie. W tych dniach ostatnich moją półkę z tomikami zasiliły dwa nowe: ks. Jurka Hajdugi „Odpocząć od cudu” i Papuszy „Lesie, Ojcze mój”. Z tego tomiku – jakże mi bliski:
 
Tam, gdzie wiatr
(odoj, kaj bałwał)
 
Tam, gdzie wiatr śpiewa pieśni,
jesienią modlą się do Boga
liście złote
i Cyganka czarna.
W lasach,
u krzyżowych dróg,
gdzie wiatry śpiewają pieśni,
Cyganka Boga prosi
i liść słoty spada.   (1952)
 
I Jerzego – mistrza formy przenajkrótszej:
 
Razem
 
coraz mniej rąk
żadnej co się
rzucały
na szyję
 
z powitań
pożegnań
 
zaledwie jedna
gdy opiera się
o twoje
ramię
 
najzwyczajniej
moja
 
Tak więc, Miła, „najzwyczajniej moją” kładę na Twoim ramieniu, dotykam twoich włosów dobranocnie bo pora już późna i sen na palcach podchodzi. Jak cień  za mną stoi cichutko. Jak Anioł Stróż. A może to On?
 
Miłego tygodnia życzę. Nade wszystko spotkania dobrych ludzi i uśmiechów przyjaznych!
 
Marek, w niedzielny wieczór 22 lutego 2015 roku
Realizacja   Virtualnetia.com