MENU

LIST DO JULII / 9 V 2015

Miła Julio!
 
Wiem, wiem! Nie pisałem do Ciebie prawie od miesiąca. A tutaj smutki same więc ani o czym ani nie chciałem zaprzątać Ci głowy swoimi problemami. Może problemikami? Któż to wie. Zawsze tak jest, sądzę, że z innej perspektywy czyjeś zmagania się z  życiem, problemy  tym co złego niesie wygląda inaczej, - pomniejszają się.
 
A jest tak, Miła: rano relanium, wieczorem tabletka „na spanie”. Bo nie ma spokoju tuż obok i nieco dalej. To dalej? Wystarczy otworzyć komputer i przeczytać nagłówki doniesień – tylko nieszczęścia! Wojny, morderstwa, międzypaństwowe podchody. Jakieś „Nocne wilki”, Boko haram, ISS…trzęsienie ziemi w Nepalu – krainie, którą tak bardzo chciałem kiedyś zobaczyć.
 
A to co obok? Blisko? Kiedyś, jak pamiętasz, napisałem:
 
Nie mam z kim rozmawiać
Sekret niepowiedzianych słów
Zostaje we mnie
 
Nic się nie zmieniło. Niestety, jest tak, że mówią nie ze mną – ale o mnie. Źle.
Dlaczego? Nie wiem!
A jeśli mówią to po o by obrazić, zdeprecjonować. Dobrze, Miła, że jest kilkanaście osób w tym mieście życzliwych mi. Inaczej nie warto byłoby żyć, robić cokolwiek.
 
Wiesz, 24 kwietnia był tu koncert o którym Ci pisałem. Ba, obiecywałem napisać jak było. Dwa utwory na orkiestrę, dwa na fortepian i orkiestrę. Całością dyrygowała Pani Monika Wolińska. Antonio Salieriego Uwertura Les Danaides – poprowadzona niezbyt dramatycznie, spokojnie - z trafionym, nieprzerysowanym akcentowaniem części kiedy muzyka opowiada naprawdę tragiczne sytuacje (oczywiście rozumie się to, czuje, wie kiedy zna się tekst libretta opery do której ta uwertura), liryczne (rzadkie) momenty delikatnie, subtelnie. Podobne wykonanie przez orkiestrę VI Symfonii h – moll Piotra Czajkowskiego. Ostatniej, jaką napisał. Tutaj do zrozumienia wszystkie aluzje narracyjne, bo to symfonia programowa – no i to prawie „bezszelestne” zakończenie… Zawiódł pianista! Owszem, podziwiałem niebywałą technikę, sprawność. Ale niestety za mało Chopina w Chopinie (nawet w bisowanym walcu). Ferenc Liszt w „Totentanz”? Też nie to. Widoczne zmiany temp. Dziwne pauzowanie w obu prezentacjach. Orkiestra  to doganiała a to uciekała.... Ale dlaczego Ci o tym piszę? Bo nie wolno mi mieć swojego zdania – bo kimże jesteś by krytykować. No wiem! Nikim! Jak Edward Stachura – Człowiek nikt.
 
Więc piszę sobie wiersz (może też – jakim prawem?)
 
Nie ma człowieka, który by miał władzę nad duchem
 
(Kohelet, Kaznodziei 8:8)
 
 
Tak, to prawda.
Żadnej władzy.
Ja próbuję negocjować, układać się.
Niekiedy pozyskuję wsparcie
(zwłaszcza kiedy pomysł równoważny).
 
Jest wtedy wiersz.
Muzyka.
Czynię dobro.
 
Wiem, nie radzę sobie z dookolnością.
Może trzeba mi mistycyzmu tybetańskich mnichów?
Podpory mantr,
modlitwy Chrystusa?
 
Może trzeba mi widomych znaków –
– kolorowych flag, jakie powiewają
w pejzażach Nepalu,
oczyszczają powietrze, uspokajają duchy?
 
Zapisuję porażki.
Bardziej mi do przerażenia Muncha.
 
Tymczasem czytam Koheleta i Syracha,
zapisuję aktywa
i
usiłuję negocjować duchową równowagę.
 
Aniele, stróżu mój.
 
 
I to tak tyle na dzisiaj mojego jęczenia. A przecież jeszcze chciałoby się o bolączkach codzienności. Tych i Ty masz (swoich) dosyć. Więc zamilkam.
 
Aha! Wczoraj wieczorem w Filharmonii Gorzowskiej był Pan Adam Sztaba ze swoją Muzyką. Więc jeszcze Tobie zdań kilka. Podobały się gromko aplauzowane kompozycje zarówno z musicalu Opentaniec – mnie akurat bardziej te z filmu Od pełni do pełni. Świetnie zaaranżowane – z pełną paletą możliwości poszczególnych instrumentów orkiestry symfonicznej, jej sekcji w zestawieniu z brzmieniem gitary elektrycznej i basowej, perkusji rockowej. Znakomite połączenie polskich, ludowych tradycji muzycznych – zarówno brzmień jak i rytmów z dzisiejszymi, aktualnie modnymi o mocnym, dominującym bicie – tu wybijała się gitara basowa – może nawet czasem zbyt głośna. Dała się zauważyć łatwość „przechodzenia” z konwencji ludowej do współczesnej. To już – zapewne – zasługa aranżu, technik kompozytorskich.
Było głośno – to fakt. Ale to już wynik specyfiki akustyki naszej Sali F.G. Tutaj świetnie brzmią duże składy orkiestrowe, bez elektronicznego nagłaśniania. Pewnie znów się narażę - ilu słuchaczy wiedziało, że część prezentowanej muzyki była odtwarzana z komputera? Ale wyszliśmy z F.G. ubogaceni Muzyką. W każdym bądź razie ja.  A to przecież najważniejsze!
 
Kończę już to pisanie Miła. Chciałbym – może jutro – napisać Ci zdań kilkanaście o  trzecim już z kolei,  Festiwalu Muzyki Współczesnej imieniem Wojciecha Kilara co to w przyszłym tygodniu się napocznie występem m. in. mojego ulubionego pianisty, Leszka Możdżera. Liczę na ucztę muzyczną!
 
Pozdrowienie moje posyłam, myśli dobre i J!
 
Marek, w sobotę 9 maja 2015 roku
Realizacja   Virtualnetia.com