MENU

LIST DO JULII / 22/23. V 2015

Najmilsza,
właśnie wróciłem z ostatniego koncertu w tym trzecim już Festiwalu Muzyki Współczesnej im. Wojciecha Kilara co to w mieście Gorzowie Wlkp. od tygodnia się toczył. Późno już. Bo to i sam koncert ze sporym repertuarem a po nim  jeszcze spotkanie z kompozytorem, laureatem Statuetki Oskara za muzykę do filmu „Marzyciel”, Janem A. P. Kaczmarkiem. Multum emocji. Ale po kolei.
 
Nie byłem na koncercie oratoryjnym w kościele pw. Chrystusa Króla. Mówiono mi, że było świetnie więc nieco żałuję. Poza mną wielu innych nie przyszło na tę prezentację. Doliczono się około stu osób w ławkach „okrągłej świątyni”, więc mało.
  
Nie poszedłem też na projekt „Steve Nash & Turbtable orchestra” – oddałem zaproszenie swojemu wnukowi. Był  na tym koncercie z kolegą. Wyszli bardzo zadowoleni. Fakt – ta muzyka, sposób prezentacji to nie moja bajka a ich. Ale bisowano, widownia wstała – więc dobre to musiało być! Może teraz też trochę żałuje, że nie byłem? Trochę!
 
Wieczór, 20 maja 2015 . Katedra. Ubrałem się ciepło wiedząc o chłodzie jaki w niej panuje. To był dobry pomysł – ocieplana kurtka. Przy katedralnym prospekcie prof. Julian Gembalski w pięciu kompozycjach. I wiesz Miła – rozczarowanie. Tak to już jest, że kiedy „organy” to spodziewam się około bachowych wrażeń -  tych nie było. Ale to tylko moje osobnicze wrażenie. Były osoby, którym się podobały i kompozycje i ich wykonanie. Mnie np. nieco zawiodły. Profesora „Beethoveniana per organo”, Improwizacja. Tematy proste (partia lewej ręki z Sonaty cis – moll op. 27 nr 2, pierwsze dźwięki V Symfonii, kilka taktów z „Dziewiątej” a właściwie z „Ody do radości”) – i tak naprawdę niewiele wokół nich tego grania. Ale może jestem niesprawiedliwy? Ale nie mogę Ci, Juleczko, napisać nieprawdy. Tak właśnie czułem, czuję.
 
Ale już w czwartek, 21 maja 2015, w Sali Kameralnej F.G. cudeńko muzyczne. Majstersztyk zarówno programowy, jak i wykonawczy: „Między tradycją a współczesnością”. Recital, po którym wiele sobie obiecywałem – i nie zawiodłem się. „Pieśni elżbietańskie” – teksty pochodzą z epoki elżbietańskiej (z angielskiego tłumaczyła je na język polski Weronika Zapadka, tłumaczone wyświetlano na ekranie – świetny pomysł); muzyka współczesna (1958)Dominica Argento. Tutaj trochę się zwiodłem – sądziłem, że kompozytor bardziej nawiąże do pierwowzorów – Johna Dowlanda – jednak takich związków nie odkryłem. Co najmniej ja! Po sześciu pieśniach Argento, trzy Rogera Quiltera – piękne, romantyczne zarówno w warstwie muzycznej, jak i tekstowej. I na zakończenie tego „perełkowego” recitalu Pani Beaty Gramzy – dla mnie zupełne zaskoczenie, niespodzianka – pięć pieśni Leonarda Bernsteina. Widzisz, jak to jest. Ciągle dowiaduję się czegoś nowego, coś co mnie zaskoczy -  dla innych rzecz wiadoma, prosta – dla mnie -  nowość. Takim zaskoczeniem „Pięć pieśni dziecięcych”, ze słowami które hipotetycznie napisała dziesięcioletnia dziewczynka – faktycznie Bernstein. Także muzykę. Takie to jest prawdziwe, dziecięce, wesołe. A Pani Beata nie tylko śpiewała – pokazała się również ze strony aktorskiej – mimiką, ruchem, gestami. Jakże słuszny i zasłużony aplauz na koniec tego ciepłego, miłego, bardzo muzycznego wieczoru. Na fortepianie pięknie akompaniowała Pani Marta Ożelska-Kurzawa.
A to jeden z tekstów (tłumaczyła Pani Małgorzata Szwajlik):
 
My name is Barbara
Mam na imię Barbara
Moja mama powiedziała, że dzieci zjawiają się w butelkach.
Zaś w zeszłym tygodniu –  że na krzaczku rosną – rzekła,  
W bociany też nie wierzę – bo jak wszystkie mamy –
zajęte są – w zoo – swoimi bocianiątkami.
 
Krzaczek z dziećmi? Tom się uśmiała...
 
Na imię mi Barbara.
 
I tak to, Najmilsza, już tylko koncert finałowy. O nim postaram się napisać jutro, bo teraz już po północy i czas na sen. Ale zanim, to jeszcze posłucham trochę muzyki Pana Jana A.P. Kaczmarka bo uwiodła mnie ta, którą w F.G. wykonywano. Qurcze, znów okazałem się – chociażby wobec samego siebie – osłem. Tak niewiele wiedziałem o tym kompozytorze, twórcy muzyki do filmów. Pamiętałem tylko, że otrzymał statuetkę Oskara, za muzykę do filmu „Marzyciel”, wiedziałem o „Transatlatyku” i projekcie „Rozbitek”. Zresztą, pałac w Rozbitku – wiosce, która w pobliżu Pniew gdzie moja Mama, odwiedzałem kilkakrotnie podczas jego remontu. Wtedy brano mnie za robotnika co to się szwenda po budowie. Teraz już nie wpuszczają, nawet na podwórzec. Szkoda! Bo ciekawie tam! Zresztą, zobacz sama:
http://rozbitek.org/pl/o-rozbitku
 
Dobrej nocy Miła!
 
Po dwudziestej czwartej godzinie 22/23 maja 2015 roku
Marek
Realizacja   Virtualnetia.com