MENU

WYIMKI cz. I / 11 STYCZNIA 2015

Niedziela, 11 stycznia 2015 roku
Część I
 
Popołudnie. W słuchawkach Australijka, Lisa Gerrard ze swoim pięknym kontraltem. Uspokajają Jej głos, kompozycje. Za szybami mojego okna szaruga. Wiatr, przelotny deszcz. Ale i tak w południe wybrałem się rowerem do Łośna. Tam połażenie lasem, herbata z termosu, kawałek placka drożdżowego zabrany ze sobą. Takie abrakadabra na codzienność, która niestety całkiem marna. Owszem, są „rzeczy” które cieszą (jak ten wyjazd rowerowy). A przecież bez porównania filharmoniczne bywania. Owszem, ostatnio niewiele bo to w okresie świątecznym, noworocznym nie dla mnie prezentacje. Ale przedwczoraj? Nie za długi ale jakże pojemny Muzyką wieczór. Jedna kompozycja Marcina Błażewicza – Koncert na flet i orkiestrę smyczkową i trzy autorów z Rumunii. Zarówno flecista, jak i dyrygent również z tego kraju. Wyniosłem jak najbardziej pozytywne wrażenia zarówno co do jakości wykonania przez naszą Orkiestrę, jak i solistę. Także utwory mogły się podobać.
Może stąd aplauzowanie przez widownię każdej części? Bo się podobało? Niosło?
A tak sobie czytam pisanie Renaty Ochwat o tym koncercie:
 
„Piątkowy koncert odbył się z okazji Dnia Kultury Rumuńskiej i takowym w istocie był. Bo za pulpitem dyrygenckim stanął Cristian Florea, wybitny wiolonczelista oraz dyrygent, solistą był Stefan Diaconu – flet, a na afiszu była głównie rumuńska muzyka, z jednym przerywnikiem na polską prezentację.
Wieczór zaczął się od czarownej kompozycji wybitnego rumuńskiego kompozytora George Enescu „Intermezzo nr 1 D-dur na smyczki”. Kompozytor jest w Polsce znany za sprawą Polskiego Radia Program 2, bo kompozycje Enescu właśnie tam można posłuchać, ale są to głównie jego najbardziej znane „Rapsodie rumuńskie”. „Intermezzo nr 1 D-dur na smyczki” to ujmująca, kantylenowa kompozycja , z wielkim ładunkiem emocji, która trwała tylko pięć minutek. To taka bardzo klasyczna w formie kompozycja, tyle tylko że napisana przez dziecko. Bo kompozytor, kiedy ją napisał, miał tylko kilka lat. Jak chcą historycy muzyki, tylko siedem. Zadziwiające, bo forma skończona, znakomita i piękna. Tak i też zagrana przez Orkiestrę Filharmonii Gorzowskiej. I właśnie ten mały, ale jednak wymagający dobrej dyspozycji drobiazg, był przedsmakiem tego, co się tego wieczora wydarzyło.
Błażewicz jak Kilar
Drugim utworem na afiszu była kompozycja Marcina Błażewicza „Koncert na flet i orkiestrę smyczkową”. I tu już dużo konotacji muzycznych się pojawia. Jako solista na fletach, dwóch, objawił się Stefan Diaconu, młody bo rocznik 1990 muzyk, a tak bardzo świadomy tego, co i jak gra. Kompozycja bardzo trudna do wykonania, bo i tempa się zmieniają, bo i trzeba panować nad materią muzyczną. W muzyce Marcina Błażewicza słychać wyraźną fascynację twórczością Wojciecha Kilara. A Kilar ma to do siebie, że zawsze ma mu zagrać ten prym i sekund góralski. A jak się na to dołoży flet, to zaczyna być ciekawie. I tak było podczas piątkowego wieczoru. Bo był i prym i sekund. Ale też była niesamowicie efektowna, bardzo zdyscyplinowana gra solisty w drugiej części. Pan Stefan Diaconu pokazał, czym potrafi być gra na flecie i to taka gra, że naprawdę trzeba być mistrzem, aby skomplikowane nuty Marcina Błażewicza wygrać tak, że porwią. Mistrzostwo. Tylko tak można nazwać jego występ.
No i czas na piękno
Kolejną kompozycją była czarowna muzyka napisana przez dyrygenta, maestro Christiana Florea. To dziesięć minut czaru, zachwycenia, które minęły jak mgnienie oka. To kompozycja „Światło, które lśni w ciemności”. To znów uspokojenie nastroju, to znów coś, co powoduje, że myśli się o spokojnej muzyce. Innej niż w przypadku muzyki Marcina Błażewicza, bo w kompozycji Christiana Florea jest właśnie spokój, choć orkiestra miała trochę nutek do zagrania Kolejny raz orkiestra FG pokazała, że nie darmo zbiera pochwały od największych, którzy w Gorzowie goszczą.
Iona Dumiterscu koncert
Afisz zamykał „Koncert na orkiestrę smyczkową” Iona Dumitrescu, czyli czteroczęściowy utwór na małą orkiestrę. Bardzo rzadko grywana kompozycja, być może po prawykonaniu w 2013 roku może drugie albo trzecie jej wykonanie. I dobrze się stało, że właśnie Orkiestra FG ją zagrała, bo wykonała ją tak, że następcy uczyć się będą właśnie od FG. Mistrzostwo w każdej chwili.
Piątkowy koncert zachwycił pod każdym względem Bo muzycy musieli się mierzyć z elementami ludowymi, tu ukłon w stronę kompozycji Marcina Błażewicza i maestry Moniki Wolińskiej, choć nieobecna, ale jednak czuwa nad afiszami. Ale i nad trudnym, nawet bardzo materiałem do zagrania. Bo i zmiany temp, bo zmiany skali. No było coś niezwykłego, bo też trzeba było dobrze zagrać te ludowe nutki, jakie w tej kompozycji są. Orkiestra FG kolejny raz pokazała, że umie, że zagra wszystko.
Bonusy na koniec
Maestro Cristian Floera na zakończenie koncertu mówił to, co już inni wielcy mówili. Chwalił salę, chwalił orkiestrę, chwalił muzyków. I powiedział też wielkie słowa pod adresem samej instytucji, bo według niego to wspaniałe miejsce do uprawiania muzyki jest, a składa się na to zarówno cudna sala koncertowa, ale i znakomita orkiestra, która jego zdaniem, potrafi zagrać wszystko. Mówił też i to, że po raz pierwszy w Polsce koncertuje i nie spodziewał się takiego odbioru. I jako bonus zagrał sam, jako mistrz  wiolonczeli, bo takim w istocie jest. Zagrał hiszpańską muzykę na wiolonczeli pożyczonej na tę chwilę od Piotra Więcława, lidera wiolonczel FG. Jak do tej pory nikt tak nie wiolonczeli nie zagrał, nikt nie pokazał, jak intrygującym instrumentem akurat ten jest.
A potem wydarzył się i drugi bonus. Bo znów na scenie pojawił się Stefan Diaconu,- flety, do pulpitu, czyli do występu zaprosił pana Maksa Dondalskiego, pierwszego skrzypka Orkiestry FG, pana Pawła Wasilewskiego – pierwszy kontrabas i pana Dawida Pajdzika – pierwsza gorzowska altówka i razem zagrali przecudną ludową mołdawską melodię. Było porywająco i radośnie. Wypada tylko sobie życzyć, aby maestra Monika Wolińska, układając program na następny sezon, więcej takich niespodzianek muzycznych przygotowała, niespodzianek odkrywających takie obszary muzyczne jak ten rumuński”.
Więc tak było! Może odebrałem mniej emocjonalnie ten koncert, jak Renata. Może nie użył bym tylu „achowych” przymiotników. Ale podobał się, dał możliwość zapomnienia tego, co zostawiłem za drzwiami filharmonii. A to na pewno jest wyznacznikiem – co najmniej dla mnie – zarówno jakości, jak i ciekawej, interesującej narracji utworów, także ich dobrego wykonania.
Realizacja   Virtualnetia.com